Slide Left Slide Right

AKTUALNOŚCI

2014-04-11   Recenzja spektaklu The Selfies Elżbiety Mierzyńskiej

Myśli po premierze

 

Prymat jak śrubokręt

 

Olsztyn ma szczęście, że ma tu Pryzmat, czy Pryzmat ma szczęście, że działa w Olsztynie, nie mając konkurencji? Pracownia Tańca Współczesnego Pryzmat jest grupą Twórczą Miejskiego Ośrodka Kultury i rośnie w siłę. Niedawna premiera spektaklu „The Selfies” wypełniła widownię sceny Margines olsztyńskiego teatru. Po spektaklu publiczność wstała z miejsc, gorąco nagradzając pokaz oklaskami. Zatem było wydarzenie.

Bardzo zachęciła mnie zapowiedź spektaklu „The Selfies”: „Lokowanie produktu, kampania, opinia publiczna, media, władza – to dzisiejsi kreatorzy mody, kreatorzy naszej świadomości, którzy wkraczają umiejętnie i subtelnie do naszego życia. Siła tych mechanizmów jest wszechogarniająca. Wolny rynek, a wolność wyboru jest tylko złudzeniem. Podlegamy bowiem warunkom nam narzuconym, w świecie zdeterminowanym pogonią za ciągłym postępem, wizualnością, iluzją, castingami, kreacjami na sprzedaż, marketingiem. Czy dzisiaj miarą naszej rzeczywistości jest ilość lajków na facebooku?”. Aż podskoczyłam, czytając taki scenariusz. To jest coś, co i mnie gryzie. Koniecznie chciałam zobaczyć ten pokaz i nie wiem, co bym zrobiła, gdybym nie miała zaproszenia, bo tłum forsował drzwi.

Początek spektaklu  rewelacyjny! Zaczął się już w momencie zapełniania sali widownią. Labirynt z istotami poruszającymi się według sztywnych ram. Zero prawdziwej wolności.Tylko marsz, marsz i pionki w kręgielni wielkiego brata. Wszystko silnie wciągnęło mnie w klimat zapowiedzi tego, co mam przeżyć. Było uderzeniem w punkt.

Co dalej? Przede wszytskim tylko cztery tancerki utrzymały cały spektakl w całości, tylko cztery dziewczyny rysowały mechanizm drapieżności sieciowej i zniewolenia w zabawie. Nie czułam upływu kolejnych minut, spektakl dobiegł końca mniej więcej sceną wystrojenia pionka w gwiazdę, ale potem jakby tej scenie odpuścił. Kochany Pryzmacie –  po tak sugestywnym, nieco transowym początku, po tym nerwie, który jak śrubokret wkręcał się w  surowość obrazu, finał spektaklu nie dał mi myśli, która nie daje zasnąć po powrocie do domu. A tego oczekiwałam po pierwszej scenie. A może dobrze, że tak się stało? Może to zakończenie bez zakończenia jest najwłaściwszym pomysłem, bo przecież gra trwa, bo może powiedziano mi: witaj w grze? Nie wiem.

Muzycznie Pryzmat poprowadził choreografię  dobierając różne utwory, różnych wykonawców, które trochę  teledyskowo, ale w znaczny sposób podnosiły temperaturę scen, ubierały w kostium gesty i dobarwiały niewypowiedziane na scenie słowa. Choreografia interesująca. Raz  swobodna interpertacja każdej z tancerek i nagle  perfekcyjne zespolenie wszystkich w jednym mocnym ruchu, jak  strzały batem.

Czy wszystko to było zdjęciem nas samych zrobionych sobie samemu? Czy wszystko to było obrazkiem z portalu społecznościowego, jak zakładano w zapowodzi spektaklu? Czy sugerowano mi moc pokazywanego świata, czy sugerowano mi jego obciach?  Tego też nie wiem. Spektakl zrobił wrażenie, to wiem i to poczułam. A z myślami o tym, jak widać,  muszę poradzić sobie sama.

Cieszę się, że są w Olsztynie twórcy niezależni, że robią rzeczy ważne dla nich, bo okazuje się, że mogą być ważne też dla innych. Nie wszystko musi być biletowaną papką pop, nie wszystko...

Elżbieta Mierzyńska    (dziennikarz)